WKW PTTK

Pomysł na Drawę - Drawieński Park Narodowy

Refleksje po spływie Drawą

- Co to była za rzeka! Klękajcie narody! To miał być szlak w parku narodowym?!
- Tak, właśnie o to chodzi, aby duzi chłopcy mogli poczuć się jak prawdziwi twardziele i przeżyć przygodę marzeń, mocując z drzewami i wywracając po trzy razy na każdym etapie.
- Chodzi też o to, by wieczorem wszystko wykrzyczeć paru setkom podobnych twardzieli. I żeby dziewczyny ich podziwiały...
- Nie rozumiem takiej przygody.
- Opowiem ci coś. Przyszła dziś para oglądać mój kajak i się dziwili, że gumowy, a pływa. Pytali się, jak nim można pokonywać przeszkody. Odpowiedziałem, że normalnie, czasem trzeba wysiąść. Dziewczyna wtedy powiedziała, że to nie dla nich: My wolimy ostrą jazdę...
- Zwłaszcza, jeśli płynie się nie swoim kajakiem. Czy się go podziurawi, czy nie, to nie jest ważne.

Taką mniej więcej rozmowę odbyliśmy w Bogdance, zdegustowani piękną rzeką Drawą. Na biwaku prócz nas było ze sto namiotów. Bywalec powiedział mi, że to i tak niewiele; dużo jest wtedy, gdy biwakuje tu sześćset osób. Poprzedniego dnia niestety mieliśmy nieprzyjemność płynąć z tym tabunem. Nie było cicho, nie było łatwo. Większość płynących pokonywała przeszkody nie zważając na innych, uderzenia kajaka o kajak były na porządku dziennym, podobnie wulgaryzmy, którymi płynący częstokroć wspomagali się w płynięciu, podobnie jak piwem. Pewien mężczyzna tak przeklinał swój kajak, "gdzie ty, k..., żółty, p... ch... płyniesz", że aż zabawnie mi się go słuchało. Zwłaszcza, że kajak robił zwykle to, co nakazywał mu nurt, a nie to, co chciałby osiągnąć jego kapitan.

Wydawałoby się, że park narodowy, z definicji duży obszar o szczególnych wartościach przyrodniczych, naukowych, estetycznych i innych, powinien być miejscem, w którym można być bliżej przyrody niż w mieście, miejscem, gdzie można odpocząć od hałasu i zgiełku, który towarzyszy człowiekowi na co dzień. Tak na Drawie jednak nie było i pewnie co roku nie jest. Jak się wydaje, park narodowy nad Drawą istnieje w głównej mierze dla osób przyjeżdżających po to, aby się upić i wyżyć, osób, które traktują go jako zieloną dyskoteko-siłownię.

Czy tak musi być?

Wydaje się, że nie. Jest na to prosta recepta - wystarczy ograniczyć ruch turystyczny na Drawie do określonej ilości kajaków dziennie albo - drugi pomysł - zamknąć całkowicie dla ruchu kołowego drogi w parku narodowym. Mało kto zdecydowałby się na płynięcie Drawą kajakiem załadowanym sprzętem biwakowym, wyposażeniem i jedzeniem na co najmniej dwa dni... Nie jest to w interesie firm organizujących spływy Drawą (i zapewniających transport bagażu na trasie spływu, co jest normą), nie jest to w interesie lokalnej społeczności, która po części z kajakarzy żyje, ale przecież park narodowy nie został stworzony w interesie tych grup. Celem tworzenia parków narodowych jest to, by chronić przyrodę, która jest dobrem narodowym, można nawet rzec - ogólnoświatowym, a nie tylko lokalnym. Celem tworzenia takich parków jest też danie szansy oglądania i kontemplowania dzikiej przyrody ludziom, którzy na co dzień nie mają takiej możliwości. Nie można nazywać kontaktem z przyrodą sytuacji, gdy jedynym dostrzegalnym z kajaka zwierzęciem jest inny człowiek - i to w dużych ilościach.

O tym, że można ograniczać ruch turystyczny i że jest to celowe, przekonują doświadczenia innych narodów, które to zrobiły.

Na Litwie na rzece Uli w Dzukijskim Parku Narodowym ruch kajakowy ograniczony jest do kilkudziesięciu łódek dziennie - tyle wydaje się zezwoleń. Podobnie jak na Drawie, w korycie Uli występują liczne przeszkody. Administracyjne ograniczenie dostępności rzeki powoduje, że łatwiej pokonywać te przeszkody, nie tworzą się zatory czekających na swą kolej kajakarzy i jest przez to bezpieczniej.

W kanadyjskim Alognquin Park z kolei obowiązuje zasada, że dokonując rezerwacji biletów wstępu należy podać planowaną marszrutę. Dyrekcja Parku wydaje tylko tyle biletów, by na każdym obozowisku nie przebywało jednocześnie więcej niż 9 osób. System ten gwarantuje, że każdy, kto chce, znajdzie w Parku to, po co przyjechał: ciszę, spokój i dziką przyrodę, która nie jest nadmiernie obciążona gośćmi. Dzika zwierzyna ma wtedy również miejsce dla siebie. W parku narodowym to ona jest bowiem gospodarzem. Człowiek powinien być w nim możliwie najmniej uciążliwym gościem.

W polskim Drawieńskim Parku Narodowym podobnie, jak na Litwie i w Kanadzie, sprzedawane są bilety wstępu, lecz w przeciwieństwie do Litwy i Kanady ilość tych biletów niczym nie jest ograniczona. Może warto byłoby to zmienić, tak, by pobyt na szlaku Drawy można było wspominać później jako niezapomniany dotyk przyrody a nie jako przejażdżkę po pełnym wrzasków zielonym lunaparku?

Autor: Tomasz Andrzej Krajewski