Wspomnienia i informacje praktyczne
Staliśmy na moście w Hrabušicach, pod którym nie było wiele wody - ot, tyle, dla holowania kajaka. Ciekąca dołem rzeka dążyła wprost na zalesione, niewysokie górki. Czy to rzeczywiście tu jest ów Słowacki Raj, wapienne wąwozy, wodospady i "prekrasny kaňon nazyvany Horny Prielom"? Patrząc na łagodny krajobraz nie chciało nam się w to wierzyć, ale według mapy - byliśmy we właściwym miejscu.
Przyjechaliśmy we czworo z zamiarem pokonania najpiękniejszego według źródeł słowackich kanionu Słowacji, ale to, co widzieliśmy pod nogami, nie nastrajało optymistycznie. Staliśmy zafrasowani, gdy podeszła do nas słowacka Cyganka i widząc kajaki na dachu samochodu oraz nasze niewesołe miny oznajmiła, że niski stan wody związany jest z nadzwyczaj suchym latem. Od trzech tygodni nie padał deszcz. Może dziś popada, może będzie burza? Było parno. Cyganka zaproponowała nocleg i skorzystaliśmy z tej propozycji. Bez zobaczenia rzeki w przełomie nie poddamy się!
Wieczorem tego dnia już wiedzieliśmy: spływ dojdzie do skutku! Rekonesans szlakiem turystycznym wzdłuż rzeki, czasem po metalowych kładkach zakotwionych w skałach kilka metrów nad rzeką przekonał nas, że zasilony przed wejściem w przełom strumieniem zwanym Wielką Białą Wodą Hornad jest spławny. W czasie rekonesansu okazało się nadto, że krasowe wąwozy istnieją naprawdę - jednym z nich, Klaštorską Rokliną, wyszliśmy od rzeki na górną partię gór. Owa wspinaczka, czasem drabinami równolegle do wodospadów, doprowadziła zdyszanego Prezesa do konstatacji, że woli kajakiem pływać niż łazić. Całe szczęście, że na zakończenie wędrówki mogliśmy napić się zimnego piwka!
Na podbój kanionu wyruszyliśmy o świcie - jako pierwsza grupa: ja z Moniką. Towarzyszką naszą była cisza. Młodzi Cyganie nie skakali ze skał do wody niczym w Acapulco, turyści nie tłoczyli się na metalowych przejściach nad rzeką.
Co tu dużo pisać - słowo nie odda piękna natury na tym odcinku. Jeśli ktoś wędrował pieszym szlakiem przez przełom tak zwanym Chodnikiem Horskej Služby, niech wie, że dziesiątej części tego, co widać z rzeki, nie widział. Hornad płynie tu pięcio - dziesięciometrowym korytem, w większości skalnym korytarzem. Czasem wapienne urwiska od rzeki wędrują kilkadziesiąt metrów wzwyż, nim na terasie dadzą nieco miejsca drzewom. Kanion ma do 300 metrów głębokości i podczas, gdy szczytowe partie bielą się w słońcu, na dnie zalega cień. Rozszerzenie kanionu występuje raz koło połowy odcinka przełomowego w rejonie Letanowskiego Młyna, gdzie nad rzeką przerzucony jest murowany most. Odcinek za tym mostem jest na całej trasie najwęższy i najgroźniej wygląda. W tym rejonie dowiedziałem się, jak to jest być filmowanym. Dotarli już tu ludzie i jeden z japońskich turystów skierował na nas obiektyw swej kamery, nie spuszczając nas z niego póki nie zniknęliśmy za zakrętem.
Od strony technicznej trasa składa się z odcinków spokojnej wody przeplatanych z odcinkami o wyraźnym spadku, nierzadko ocierającymi się o podmyte skały. Płynąłem pierwszy, za trudniejszymi momentami zatrzymując się i obserwując, jak radzi sobie moja koleżanka. Na całym odcinku nie mieliśmy większych problemów, oprócz tego, że niejeden raz z powodu niskiego stanu wody na przemiałach lub w wąskim bystrzu dnem kajaków zawadziliśmy o kamienie. Dwakroć przenosiliśmy kajaki przez zwalone drzewa; jeden zawał pokonaliśmy "po kujawsku" - to jest rozpędzając łódkę, wjeżdżając na pień i przeskakując go wierzchem.
Zakończyliśmy spływ po trzech godzinach niespieszenia się w Čingovie. Mieliśmy zamiar, by druga grupa po południu pokonała tę samą trasę, ale uszkodzenie dna w moim kajaku wymagało naprawy, w związku z czym musiał on wyschnąć i popołudnie owo poświęciliśmy na zwiedzanie. Podobnie stało się zresztą następnego dnia, gdy kajak znowu nie wytrzymał częstego uderzania o ostre głazy.
W okolicy jest bowiem co zwiedzać. W pobliżu leży Levoča z zabytkową starówką, w tym renesansowym ratuszem i kościołem św. Jakuba, którego wnętrze mieści dwanaście gotyckich ołtarzy, w tym ów niepowtarzalny, dzieło Majstra Pawła, wraz z architektoniczno - snycerską nadstawą mierzący 18,62 metra wysokości. Tryptyk z warsztatu tego spiskiego mistrza znajduje się też w świątyni w Hrabušicach. Między tymi miejscowościami w Spišskim Štvrtoku (Spiskim Czwartku) przy kościele obejrzeć można podobno najpiękniejszą gotycką kaplicę na Słowacji, wzniesioną przez rodzinę Zapolyów, bogato zdobioną fialami, blendami i maswerkami.
W czasie oczekiwania na drugą grupę wspięliśmy się z Moniką na Tomašovsky Vyhl`ad - punkt widokowy nad kanionem. Rzekę widać z niego jedynie w niewielkim fragmencie. Pod urwiskiem faluje tylko las - jednolita, zielona materia.
Strome ściany skalne chroniły Hornad i wąwozy Słowackiego Raju przed ludzką penetracją aż do początku XX wieku. Dopiero w 1906 roku zimą po zamarzniętej rzece udało się przejść cały kanion, zaś w czerwcu przepłynąć go na tratwie, czego dokonali B. Hajtsch i L. Hajtsch. Do 1974 roku jedynie z wody można go było podziwiać; wówczas zbudowano wspomniany wyżej Chodnik Horskej Služby.
Po zakończeniu pływania Korzonek stwierdził, że Hornad był najpiękniejszą rzeką, jaką płynął w życiu. Prezes ocenił, że był piękniejszy nawet od Dunajca w przełomie.
- Jedyną rzeczą, jakiej było szkoda, to kajaki - podsumowałem te zachwyty.
Został nam jeszcze jeden dzień i poświęciliśmy go na spływ Popradem przez tzw. Rużbaską Bramę, przełomem Popradu miedzy Magurą Spiską i Górami Lewockimi zaczynającym się od Podolińca. Dalsze spływanie Hornadem nie było możliwe; za ujęciem wody dla Spiskiej Nowej Wsi niósł on bardzo mało wody. Osobiście wolę pływać rzekami, na których wiosła używa się do wiosłowania, a nie do odpychania od dna - i pogląd ten wszyscy podzielamy. Spłynięty przez nas na dwie grupy odcinek Popradu był podobny do znanego nam beskidzkiego, tyle, że za plecami towarzyszył nam stalowy, postrzępiony częstokół Tatr. Główną trudność przy niskiej wodzie stanowiły przemiały, jedynie w rejonie Hniezdnego pokonaliśmy kilka skalnych progów. Skończyliśmy naszą wodniacką przygodę na Spiszu pod zamkiem w Starej Lubownej, dawną siedzibą polskich starostów. Wiedzieć trzeba bowiem, że północna część Spiszu przez długi okres była związana z Polską. W 1412 roku przejął ją bowiem w zastaw od króla węgierskiego Władysław Jagiełło i dopiero w wyniku pierwszego rozbioru Polski wróciła ona do Węgier, pozostających wówczas pod panowaniem austriackich Habsburgów. Słowacy wchodzili więc przez długi czas w skład wielonarodowościowej Rzeczypospolitej, o czym się na lekcjach historii polskich dzieci nie uczy.
Skończył się czas na pływanie - pora wracać. Z żalem wyjeżdżaliśmy do Polski, wspominając cudne rzeki i słowackie jadło, które pod wszelkimi postaciami smakowaliśmy: smażony ser, bryndzove halušky (czyli kluski z owczym serem), borovičkę i śliwowicę.
Żal było także naszej gospodyni, która znalazła nas parę dni temu na moście. Pięknie jej zdaniem śpiewaliśmy - także dedykowane specjalnie dla niej piosenki na cygańską nutę. W czasie pobytu zaobserwowaliśmy, że teren Spiszu zamieszkuje spory odsetek Romów, traktowanych - co przykre - przez Słowaków jak obywatele drugiej kategorii. Tworzą oni swoiste getta, zarówno ci bogatsi, zamieszkujący osobne dzielnice we wsiach, jak nasza gospodyni, jak i ci biedniejsi, mieszkający w przytulonych do gór bieda - domkach. Romowie ci pracują, uprawiają ubogą glebę - co kłóci się z polskim stereotypem Cygana - nygusa. Ale to temat na osobny artykuł, może już w niekajakowej gazecie.
Wracaliśmy. Nadszedł lipiec 2003 roku i czekały inne spływy - już w kraju.
Informacje praktyczne
Hornad - średni spadek na przepłyniętym odcinku 4,5‰, trudność przy niskiej wodzie WW I + (według słowackiej strony internetowej WW II+, ale ocena ta wydaje się wygórowana). Spływanie jest uzależnione od uzyskania zezwolenia w dyrekcji parku narodowego w Spiskiej Nowej Wsi.
Obecnie na spływy kanionem Hornadu nie wydaje się już zezwoleń.
Kilometraż:
- 147,5
- Hrabušice, most drogowy
- 135,3
- Čingov, parking przy rzece, gdzie należy skończyć spływ i w celu jego kontynuowania przewieźć do Spiskiej Nowej Wsi z uwagi na ujęcie wody w Smižanach; od Spiskiej Nowej Wsi można płynąć aż do granicy z Węgrami - 130 km.
Poprad - część słowacka od Podolińca do Čirča - Leluchowa - spadek około 2,5‰, trudność WW I, na progach skalnych między Hniezdnem a Starą L`ubovną przy wyższej wodzie zapewne WW II. Szlak nieuciążliwy. Wyższa część Popradu wiedzie mniej malowniczą krainą i w czasie naszego pobytu było w niej zbyt mało wody. Od Starej L`ubovnej w lipcu zaczyna się Międzynarodowy Spływ Kajakowy "Rodzice i Dzieci" na Popradzie do Nowego Sącza.
- 109,5
- Podolinec, most; warto zwiedzić miasteczko: mury obronne, dwa kościoły, zabytkowa zabudowa
- 96,8
- Hniezdne, most, przed mostem pierwsze kilka progów skalnych, dalej następne w odstępach po kilkaset metrów
- 91,4
- Stara L`ubovna, z lewej na wzgórzu zamek, przy nim - skansen architektury ludowej
- 73,4
- Plaveč, most, na wzgórzu ruiny zamku
- 63,3
- Leluchów, granica Polski, na terenie Słowacji - sztuczny próg z głazów
Mapy: słowacka mapa turystyczna w skali 1:25 000 Slovensky Raj, polska mapa topograficzna Polski wydana przez Wojskowe Zakłady Kartograficzne w skali 1:200 000 (kwadrat "Poprad").
Autor: Tomasz Andrzej Krajewski