WKW PTTK

POPŁYNĄĆ WYŻEJ NIŻ LĄD

Kajakiem przez Żuławy Wiślane

Za nami był Gniew. Czas odmierzały pociągnięcia wiosła. Dziesiątki, setki, tysiące miarowych ruchów. Za rufą zostawały posadowione na wzgórzach lub między nimi a rzeką ludzkie osady. Przed nami wciąż była Wisła, ta sama od tygodni.

Zmiana krajobrazu nastąpiła niezauważalnie, w prawo odszedł Nogat, nie uświadamialiśmy sobie, co się zmieniło, czas jakiś upłynął, nim pojęliśmy, że prawy brzeg stał się niski i płaski. Nawet w oddali nie widać było żadnego wzniesienia. To Żuławy!

Czy warto jechać na Żuławy

Wincenty Pol nazwę Żuławy wywodził z dwóch słów słowiańskich: żuł i ława. Żuł to muł wypłukiwany z terenów, przez które płynie rzeka i osadzany w delcie w postaci ław. Są też tacy, którzy nazwę ta wyprowadzają z pruskiego słowa solov, oznaczającego wyspę. Jakkolwiek by nie było, etymologia zaproponowana przez Wincentego Pola wyjaśnia, skąd się Żuławy wzięły.

Za dzisiejszy krajobraz Żuław odpowiadają w pierwszej kolejności dwa naturalne procesy. Pierwszy z nich to powstanie Mierzei Wiślanej w wyniku działalności prądów morskich i wiatrów; w podobny sposób tworzy się dziś Półwysep Helski. Odcięła ona dawną zatokę morską na odcinku od Gdańska po Półwysep Sambijski; w ten sposób powstał Zalew Wiślany. Drugim z tych procesów było nanoszenie przez Wisłę i w mniejszym stopniu przez Renawę, uchodzące pierwotnie do Bałtyku w dzisiejszej Białej Górze, iłów, żwirów i mułków i osadzanie ich w postaci narastającego stożka napływowego. Wynikiem tego procesu było stopniowe kurczenie się powierzchni Zalewu Wiślanego, którego miejsce zajmował ląd; w jego płaskiej, niewiele wystającej ponad wody powierzchni rzeki żłobiły sobie coraz to nowe koryta. W XIV wieku ląd zajmował już teren po Gdańsk i Nowy Dwór. Wówczas to na wygląd delty Wisły, uchodzącej do morza trzema zasadniczymi korytami: Nogatem, Leniwką i Szkarpawą, decydujący wpływ zaczął wywierać człowiek. Sprowadzeni przez Krzyżaków z Fryzji i Flandrii osadnicy wycięli lasy i zarośla, zaczęli osuszać bagna i regulować rzeki. Skutkiem kolejnej fali kolonizacyjnej, tym razem holenderskiej, było zagospodarowanie rolnicze teras zalewowych, zbudowanie gęstej sieci obustronnie obwałowanych kanałów oraz utworzenie licznych polderów w okolicach Gdańska, Elbląga i ujścia Szkarpawy, położonych poniżej poziomu morza, z których woda jest wypompowywana przez systemy pomp, wszystko po to, by cały teren można było wykorzystać rolniczo. Nadało to ostateczny kształt Żuławom, które są dzisiaj jednym z najbardziej przekształconych przez człowieka obszarów Polski.

Dysponując całą tą wiedzą, zastanawialiśmy się, czy warto przybyć na Żuławy, by je eksplorować z kajaka. Jest tu wprawdzie mnóstwo wody, gęstwina kanałów, rowów i rzek, ale czy krajobraz nie nazbyt będzie monotonny? Od spływu, gdy z Wisły ujrzałem Żuławy, a właściwie wał powodziowy, za którym się rozciągały, minęło lat osiem, a one tkwiły wciąż w głowie i nie pozwalały o sobie zapomnieć. Jedna była tylko metoda, aby się przekonać, jak tam jest. Trzeba było tam pojechać.

Schwytani w potrzask w Nowym Stawie

Zaczynamy spływ w Nowym Stawie na liczącej sobie niewiele lat przystani kajakowej przy stadionie OSiR. Naszym zamiarem jest dokonanie crossu przez Żuławy rzekami Świętą, Tugą, Szkarpawą i Wisłą Królewiecką na Zalew Wiślany. W Paryżu polska reprezentacja remisuje z Niemcami na Mistrzostwach Europy w piłce nożnej. Dopiero gdy kończy się relacja radiowa, przychodzi czas na gitariadę.

Od rana następnego dnia pada deszcz, z różnym natężeniem. Kierownik ośrodka mówi mi, że od miesiąca już nie padał i wszyscy wyglądali go jak zbawienia. Nas niezbyt raduje. Nie planowaliśmy biwakowania, ale chyba nie ma wyjścia: zostaliśmy schwytani w pogodowy potrzask, ochoty na wypłynięcie brak. Spędzamy dzień pod wiatą oraz wałęsając się po miasteczku, skupionym wzdłuż długiego wrzecionowatego rynku, podzielonego na dwie części dawnym ewangelickim kościołem z wysoką ośmioboczną wieżą zwaną Ołówkiem, obecnie galerią sztuki. W pobliżu jest gotycka przysadzista fara z charakterystycznymi górnymi kondygnacjami wież wykonanymi z drewna. To cecha żuławskiego budownictwa sakralnego. Kilkaset metrów od rynku zachował się dom olęderski, jeden z tych, które są wizytówką Żuław, z szachulcowym pięterkiem nad podcieniem. Jest tu też sklep monopolowy, Alkohole Pogotowie Procentowe, do którego zaprasza figlarnie uśmiechająca się pielęgniarka, a ściślej jej wizerunek naklejony na drzwiach nad flagą z napisem Polska Biało-Czerwoni. Wiadomo, mistrzostwa, kibicujemy naszym, zdrówko!

Wieczorem przyjeżdża w odwiedziny z pobliskiego Malborka kolega Jacek, z którym płynęliśmy Białkę. Namawia nas na austriacką Salzę. Dziwi się, że przyjechaliśmy na Tugę, ale co on wie - przecież nią nie płynął.

Ledwie kończy się deszcz, nadciąga wichura. Na Bałtyku sztorm. Gratulujemy sobie, że nie rozbiliśmy się pod drzewami. Gałęzie fruwają po kilkanaście metrów, niektóre mają kilka metrów długości. Dopiero noc przynosi uspokojenie. Między namiotami buszują jeże.

Najciekawsze są tu detale

Od rana słońce. Wypływamy!

Zaczynamy wędrówkę na rzece Świętej. Była to dawniej jedna z odnóg Wisły. Dziś od niej odcięta, ale przecież czerpie z niej wodę, bo przecież Żuławy to wielka gąbka, którą głównie Wisła nasyca. Rzeka jest nieprzejrzysta, jakby zanieczyszczona, szybko się jednak oczyszcza, w czym pomagają dwa gęste zatory z zielska, z trudem się przez nie przedzieramy, skrajem przy trzcinach. Przy moście między wsiami Marynowy i Tuja woda jest już przezroczysta, widać dno, choć pionowo włożonym wiosłem nie zawsze udaje się go dosięgnąć.

Koryto Świętej jest raczej uregulowane, spadek minimalny, poziom jej jak i innych rzek tutejszych zbliżony jest do poziomu morza. Wokół trzcinowiska, łozy, w krajobrazie oglądanym z mostu jedynym znaczniejszym akcentem roślinnym są drzewa przydrożne i pozostałe po dawnych szpalerach, posadzonych, aby kierować przepływem osuszających glebę wiatrów znad Bałtyku. Dziś wiatry te napędzają elektrownie wiatrowe. Towarzyszy nam ich jednostajne buczenie. Jeszcze przed stuleciem pełno było tu wiatraków o innym przeznaczeniu, napędzających odwadniające pompy, mielących ziarna; choć były pewnie ładniejsze, przegrały z napędem parowym i elektrycznym i zniknęły z krajobrazu.

Z mostu widać też to, czego nie widać z rzeki. Tereny wokół położone są niżej niż lustro wody! Święta płynie przez depresję a my płyniemy ponad lądem, jednym z najmłodszych w Polsce!

Przed Nowym Dworem Gdańskim kończy się rzeka Święta a zaczyna Tuga, która zachowała do dziś charakter szlaku żeglownego. Warto zwracać uwagę na detale. Pod pierwszym w mieście mostem drogowym zadrzyjmy głowę, a zobaczymy rozcięcie pośrodku mostu; był to dawniej rozporek, czyli wąska środkowa część mostu, podnoszona, aby przepuścić maszty i kominy przepływających pod nim jednostek. Pośrodku Nowego Dworu, zwracającego się do pokrytej łanami grążeli rzeki kamiennymi i betonowymi nabrzeżami, w korycie tkwią betonowe resztki Mostu Stobbego. W ścianach spichrzy poniżej zwraca uwagę umieszczona wysoko nad wodą brama; kiedyś ze statków tu cumujących przez nią dokonywano wyładunku. Most zwodzony z 1936 roku, podnoszony żurawiem z przeciwwagą, obecnie nie działający, kończy kajakowy spacer przez związane z wodą ciekawostki techniczne i architektoniczne miasta. Opuszczamy je najedzeni, po obiedzie w restauracji pod ścianą udekorowaną rzędami kolorowych syfonów. Kto jeszcze pamięta syfony z wodą gazowaną, które nabijało się w specjalnych punktach, czy też wodę z sokiem z ulicznego saturatora?

Za Nowym Dworem rzeka jest już szeroka, na średnie statki, nie tylko na kajaki. W Cyganku zauważam na lewym brzegu kościół szachulcowy i podcieniowy dom. Nie ma jednak czasu na wyjście na brzeg. Trzeba szukać biwaku, a dogodnych miejsc na to brak w tej otrzcinionej krainie. Michał płynie z Prezesem, a ja z Zosią. Ścigamy się, kto pierwszy; Michał z Prezesem przegrywają. Michał jest niezadowolony, bo to nie wypada, przegrać z siostrą. W Tujsku przepływamy pod kolejnym zwodzonym mostem. W XV wieku wieś ta leżała nad Zalewem, dziś dzieli ją od niego 8 kilometrów. Kto by pomyślał, że tyle gruntu przez te kilkaset lat przyrosło. Wreszcie osiągamy Szkarpawę i kierujemy na zachód. W Rybinie przy odejściu Wisły Królewieckiej jest niedawno powstała przystań, z ubikacjami i świetnym piaszczystym dostępem do wody. To pierwsze dobre miejsce na biwak od Nowego Stawu. Stajemy za bardzo niewygórowaną opłatą, rozbijamy namioty, Bartek chodzi od jednego do drugiego, częstuje rolmopsami i wódką. Zrobiliśmy 26 kilometrów i choć to było aż nadto po stojącej w zasadzie wodzie, to dzień był ostatecznie wielce udany.

Zaliczamy kolejne ujście Wisły!

Węzeł komunikacyjny w Rybinie to drogi wodne prowadzące w trzech różnych kierunkach, dwa mosty zwodzone i most kolejowy, najciekawszy z tego wszystkiego, bo obrotowy, wciąż czynny, choć nie mieliśmy okazji zobaczyć go w akcji.

Po kąpieli wyruszamy Wisłą Królewiecką w stronę Zalewu. Mija nas hausboot o wdzięcznej nazwie Zosia. W pobliżu Grochowa wśród gałęzi nabrzeżnego krzaka trzepocze się ptak, sroczka. Zaplątała się lotkami w żyłkę wędkarską, zawisła na skrzydełku, nie potrafiła się uwolnić. Mastal wyłazi na brzeg, wchodzi w trzcinę, ja staję w kajaku, Mastal łapie sroczkę, ja scyzorykiem rozcinam żyłkę, wyplątuję jej pozostałości z piór i Mastal odstawia ptaka na trawę. Sroczka chwilę odpoczywa, zbiera w sobie i odlatuje na pobliski słup energetyczny, tam przysiada. Dobrze, że żadnej kości nie złamała. Umarłaby, gdybyśmy jej nie pomogli.

Ostatnie kilometry za Szczutowem dłużą się niemiłosiernie. Skwar, nie mogę się doczekać otwartej przestrzeni. Kolejne domy Kobylej Kępy zostają za nami, potem tylko trzciny i zakola. Za którym będzie Zalew? Wreszcie jest, na południu szarzeją jego wysokie brzegi, daleko na wschodzie tylko linia horyzontu, za nią kryje się Rosja. Zaliczam kolejne ujście Wisły w życiu, wprawdzie już tylko historyczne, bo przecież obecnie czynny jest tylko Przekop koło Mikoszewa (przy którym nota bene Wisła buduje kolejny stożek napływowy – może za kilka tysięcy lat powstaną tam nowe Żuławy, tak jak wskutek przyrastania Mierzei Helskiej z Zatoki Gdańskiej powstanie nowy zalew), ale zawsze – ujście.

Woda w Zalewie Wiślanym w ogóle nie jest słona. Zosia się trochę dziwi, ale tłumaczę jej, że to przecież raczej jezioro, położone przy Bałtyku, najsłodszym morzu świata. Kilkaset lat temu nazywano go przecież Zatoką Świeżą, Vrische Hab, Frisches Haff, zapewne dlatego, że odcięty mierzeją od morza miał wodą prawie rzeczną, niezasoloną, a więc słodką, świeżą.

Kończymy spływ w porciku jachtowym w Kątach Rybackich. Spotykamy się tam z Arturem, kolegą z Gdańska. Miał z nami płynąć, ale wystraszyła go prognoza pogody. Pomaga nam teraz, podrzucając kierowców po samochody.

Jedząc zupkę rybną w Kątach przypominam sobie o powiedzeniu: Bóg stworzył świat, a Holendrzy stworzyli Holandię. Można by to niderlandzkie dzieło stwórcze uzupełnić o Żuławy, stwierdzam.

Warto było odwiedzić Żuławy. Niby krajobrazowo monotonne, ale jakże przez swą rozległość spokojne. Żal tylko, że mało obejrzeliśmy obiektów historycznych, których jest tu wiele w każdej wiosce. Soczewka pogodowa, w której utknęliśmy w Nowym Stawie, zmusiła nas do później do szybkiego płynięcia, nie było czasu na postoje i włóczenie się po okolicy. Jest więc po co wrócić.

Informacje praktyczne

Spływ zorganizowany przez Włocławski Klub Wodniaków PTTK odbył się od 16 do 19 czerwca 2016.

Bardzo dobrym miejscem do rozpoczęcia spływu jest przystań kajakowa przy OSiR w Nowym Stawie, ul. Sportowa 5, tel. 55 6200280, biuro@osirnowystaw.pl. Można tam zabiwakować, wynająć kajaki oraz zostawić samochody na czas spływu.

Spływy po Żuławach co roku organizuje Klub PTTK Szuwarek w Nowym Dworze Gdańskim, tel. 504 243 371, http://kt_szuwarek.orgdansk.pttk.pl

Rzeki Żuław to szlaki bardzo łatwe (ZWA) i nieuciążliwe (u1).
Święta: Nowy Staw – Nowy Dwór Gdański (12 km)
Tuga: Nowy Dwór Gdanski – ujście do Szkarpawy (13 km)
Szkarpawa: Gdańska Głowa – Zalew Wiślany (25 km), przepłynięty odcinek: ujście Tugi – Rybina (1,5 km)
Wisła Królewiecka: Rybina – Zalew Wiślany (11,5 km)

Autor: Tomasz Andrzej Krajewski