3 strona
Początki 1949 - 1955
Łódeczka nasza jest punkcikiem w tej podmokłej
i sennej dolinie. Sady już okiściały; zbóż tu nie ma,
kwiatom za mokro - jest królestwo surowej zieloności.
Łódeczka jest punktem w tej jednostajnej zieleni
i z serca człowiekowi spada ciężar panowania przyrodzie,
i człowiek gotów się jej bać.
M. Wańkowicz - Na tropach Smętka
Co było na początku?
Można zaryzykować tezę, że chwila, z którą człowiek zaczął poszukiwać odpowiedzi na tak postawione pytanie jest jednym z wyróżników ukształtowania się gatunku homo sapiens. Odpowiedzi próbowały udzielić religie, próbowali filozofowie, próbują uczeni. Tales z Miletu na przykład pratworzywo wszechrzeczy upatrywał w wodzie. Z bezmiaru wód wyprowadzić miała się cała różnorodna rzeczywistość. Co z wody powstało, nie przestawało być wodą. Pratworzywo Talesa było czymś istniejącym zawsze, przyjmującym jedynie różne stany swego istnienia. Kresem rzeczywistości miał być jej rozpad do stanu wyjściowego. Tales, uważany za pierwszego z wielkich greckich filozofów, co do początkowego stanu Wszechświata był w błędzie. Jego koncepcja dowodzi jednak, że już w czasach starożytnych człowiek fascynował się żywiołem, bez którego jego życie nie jest możliwe, lecz który zarazem jest mu, ssakowi lądowemu, wrogim.
Myśl, aby wodę wykorzystać do własnych celów, pojawiła się być może wcześniej od owej fascynacji. Przejawem tej myśli były różne rodzaje aktywności ludzkiej, między innymi starania zmierzające do wykorzystania wody zawartej w rzekach, jeziorach i morzach do przemieszczania się. Człowiek zaczął używać do tego celu pni drzew, czasem połączonych ze sobą, a później wytwarzać specjalne urządzenia służące do jazdy po wodzie. Pojawiły się dłubanki, czółna, pirogi oraz statki większe, służące początkowo do żeglugi kabotażowej, a wkrótce także do pełnomorskiej. Wśród ludów dalekiej Północy wynaleziony został kajak: wrzecionowata łódź z ostro zakończonymi dziobem i rufą, przykryta pokładem z kokpitem - otworem, w którym siedzi człowiek twarzą do kierunku jazdy. Napęd kajaka stanowi poruszane siłą ludzkich mięśni wiosło dwupióre, trzymane swobodnie w obu dłoniach, nie oparte o jakiekolwiek urządzenia na łodzi.
Nadszedł wiek rewolucji przemysłowej, postępu technicznego i przewartościowania pojęć, wiek dziewiętnasty. Na morzu eleganckie, rasowe żaglowce ustąpiły miejsca sapiącym, brudnym parowcom, odśpiewały swą łabędzią pieśń klipry. Rzeki przestały odzwierciedlać w swoich lustrach dziewicze łęgi, uległy usprawniającej transport regulacji. Na nich i wykopanych wówczas, łączących je kanałach pojawiły się holowniki i barki o znacznych tonażach. Powszechne stały się silniki. Małe łódki niepostrzeżenie z przedmiotów ściśle użytkowych stały się środkami służącymi celom wypoczynku, z elementów życia codziennego przekształciły się w narzędzia ucieczki od jego problemów. Od tego nie określonego precyzyjnie, acz przełomowego psychicznego momentu zaczyna się historia dzisiejszego kajakarstwa.
4 strona
Pierwszy kajak turystyczny zwodowany został w połowie XIX wieku w Anglii. W Polsce pojawił się niewiele później. Włocławek, miasto położone nad czystą jeszcze, wielką rzeką, predestynowany był do przyjęcia tej małej łódki. Od średniowiecza Wisłą ciągnęły wyładowane zbożem szkuty, wędrowały tratwy z pni, mających posłużyć za maszty holenderskich galeonów, szedł flis. Do portu dobijały rzeczne statki. W mieście roiło się od łódek służących już to do przeprawy na drugi brzeg, już to do wyruszenia na połów ryb. Po płyciznach przy kępach cwałowały dzieci, marząc o wielkiej przygodzie. Niektóre poznać ją miały dzięki kajakowi.
W 1908 roku grupa mieszkańców Włocławka i okolic założyła, zainspirowana niewątpliwie przez swojego przyjaciela Aleksandra Janowskiego, Oddział Kujawski Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego. Powstał on jako siódmy w Polsce, zaledwie dziesięć miesięcy po Centrali warszawskiej. Zebranie założycielskie odbyło się w lokalu Towarzystwa Wioślarskiego, co nie oznacza bynajmniej, że twórcy Oddziału przewidywali dla wody odegranie znaczącej roli w przyszłej działalności. Nie można wykluczyć, że dla niektórych z nich wyprawy Glogera po Niemnie, Bugu, Wiśle i Biebrzy były, tak jak dla większości społeczeństwa, ekstrawagancjami. Polska znajdowała się pod zaborami i jednym z celów Towarzystwa było kultywowanie patriotyzmu. Szybko okazało się, że wędrówka wodna jest po temu dobrym pretekstem. Już w lipcu 1909 roku członkowie Oddziału wzięli udział w wycieczce z Warszawy do Gdańska na dwóch parostatkach. Przekraczająca granice zaborów ekskursja miała pewien wymiar symboliczny, co zrozumiały i uwypukliły swym postępowaniem władze pruskie, konfiskując aparaty fotograficzne uczestnikom tudzież poddając ich innym szykanom.
Dwudziestoletnie interludium między kolejnymi miażdżeniami narodów zaznaczyło się w historii związków Włocławka z wodą pojawieniem się kajaka.
Mieszkańcy miasta ujrzeli tę niesłowiańsko wyglądającą łódkę na Wiśle już w końcu XIX wieku, o czym świadczy stara fotografia B. Sztejnera przedstawiająca osadę wioślarską na tle znajdującej się jeszcze na włocławskich Bulwarach przystani Włocławskiego Towarzystwa Wioślarskiego (założonego w 1886 roku). Zauważyć można w jej prawym rogu płynącego kajakiem mężczyznę.
Narodziny kajakarstwa turystycznego wyznacza jednak data 5 lipca 1931 roku. Tego dnia dwaj harcerze, dwudziestoparoletni Witold Pomianowski i Czesław Bobrowski, entuzjaści małego "sam na sam" z kajakiem wyruszyli na dziewiczy samodzielny spływ z Brześcia nad Bugiem Muchawcem, Bugiem i Wisłą do Włocławka. Nocowali w stodołach u gospodarzy, czasem pod namiotem spiętym z wojskowych pałatek. Poznawali położone przy rzece miasta, zwiedzali cerkiewki i barokowe kościoły, zameczki i zagrody. Oddalającą się łódeczkę odprowadzał wzrok kobiet w chustach, piorących kijankami bieliznę przy pomostach nad wodą.
Test wypadł pozytywnie, zdecydowano zająć się wodniactwem w sposób zorganizowany: przy Związku Harcerstwa Polskiego we Włocławku 15 listopada 1931 roku utworzona została sekcja wodna, która uzyskała nazwę 115 Harcerskiej Drużyny Żeglarskiej. W czerwcu 1932 roku jej członkowie popłynęli wykonanymi przez siebie w lokalu Państwowej Szkoły Rzemieślniczo - Przemysłowej kajakami - zbudowano ich w pierwszych latach istnienia sekcji około trzydziestu - na zlot harcerski w Ciechocinku, zaś w lipcu udali się do Garczyna na Międzynarodowy Zlot Skautów Wodnych. Dotarli tam wodą, znaczne odcinki trasy przebywając na holu za barkami. Na owym Zlocie warszawiacy zaprezentowali popis na kajakach, wykonując na nich szereg ewolucji.
Zbliżony program w czerwcu 1933 roku podczas zlotu na Łubie zademonstrowała włocławska drużyna. Po defiladzie kajaków z przygotowanych wcześniej belek harcerze zmontowali w poprzek jeziora wspartą na łodziach kładkę, której poręcze stanowiły trzymane w wyprostowanych ramionach wiosła. Następnie zgromadzeni na trybunach widzowie zostali zaskoczeni tzw. "ślimakiem". Niektóre kajaki znienacka wywróciły się. Stanowiący ich załogi chłopcy zniknęli pod wodą. Gdy nie wynurzali się przez kilka minut, trybuny zaczynał ogarniać niepokój. Z ulgą powitały one głowy harcerzy pojawiające się przy obróconych skorupach kajaków. Chłopcy czas, który spędzili w wodzie, przeczekali z głowami wynurzonymi w kokpitach i z oddychaniem nie mieli najmniejszych problemów. Widzowie nie zorientowani w tym zabiegu mieli z zachowaniem regularnego oddechu większe kłopoty. Niektórzy wstrzymując go z emocji bliscy byli być może nawet omdlenia.
5 strona
Dzięki organizowanym przez sekcję obozom szkoleniowym oraz wędrówkom Wisłą do ujścia (w 1933 roku w ramach spływu "Przez Polskę do morza") i z Krakowa do Włocławka (w 1937 roku) kilka osób złapało wodniackiego bakcyla. Ważnym momentem dla kajakarzy było otrzymanie w 1932 roku od władz miasta terenu pod przystań kajakową. Wybudowano na nim schron Koła Przyjaciół Harcerstwa, który został poświęcony 4 czerwca 1933 roku. Przyjęta w poczet członków Polskiego Związku Kajakowego, organizacji zaledwie rok wcześniej wyodrębnionej z, rzecz intrygująca, Polskiego Związku Narciarskiego, Sekcja uzyskała uprawnienia do przeprowadzania na terenie Kujaw egzaminów na dwa pierwsze stopnie kajakowca: włóczków i włóczęgów. Prawo potwierdzania zdobytych punktów na odznaki uzyskali m. in. Józef Koziński, Witold Pomianowski i Feliks Korycki. Działalność Sekcji, jak i większości polskich organizacji, przerwała wojna.
Niełatwo jest zniszczyć naród, niełatwo wyrugować pasję. Zaledwie zajaśniała jutrzenka swobody, garstka tych, co ocaleli, garstka, bo ludzie ci stanowili intelektualną elitę narodu, a tę zlikwidować okupant w szczególności postanowił, reaktywowała Oddział Kujawski PTK. Szare Szeregi wyszły z podziemia, stając się ponownie jawnie działającą organizacją. Odkurzono nienajważniejsze w czas wojny kajaki.
24 lutego 1949 roku Zarząd Główny PTK w Warszawie wystosował do Zarządów wszystkich Oddziałów PTK w miejscowościach położonych nad wodą okólnik wzywający do tworzenia w nich sekcji turystyki wodnej. "Kajakostwo krajoznawczo -turystyczne" zaliczano wówczas do specjalnych działów turystyki sportowej i w formie zorganizowanej uprawiano w ramach Polskiego Związku Kajakowego, w porozumieniu z którym okólnik ten został sformułowany. W owym czasie w gronie członków PTK we Włocławku, których około pięćdziesięciu uważanych było za czynnych, znajdował się również Feliks Korycki. Do niego zwrócił się w lipcu 1949 roku Zarząd Oddziału, upoważniając go do zorganizowania sekcji na swoim terenie.
Feliks Korycki był odpowiednią osobą do tego zadania. Urodzony 29 lutego 1892 roku w Puławach, z wiślaną wodą obeznany był już od czasów chłopięctwa. Jako jeden z prekursorów włocławskiego wodniactwa posiadał pożądane znajomości w środowisku, a jako prawnik z zawodu, kierownik Oddziału Prawnego Włocławskich Zakładów Papierniczych, dysponował konieczną wiedzą prawno-organizatorską. Zleconą sprawą zajął się jesienią. Opracował projekt regulaminu mającej powstać sekcji oraz w porozumieniu z Zarządem Oddziału zwołał na sobotę 22 pażdziernika 1949 roku zebranie założycielskie. Zawiadomionych o nim zostało "obiegiem" 26 osób, aktualnych działaczy PTK a także działaczy harcerstwa, którzy mieli już za sobą tworzenie sekcji w 1931 roku. Kilku osobom poświęcić trzeba więcej uwagi.
Józef Koziński, sieradzanin z urodzenia, syn zduna, wykształcenie zdobył dzięki własnej zaciętości i zaradliwości. Harcerzem został we wczesnej młodości i miał nim pozostać do końca życia. Jako szesnastolatek brał udział w rozbrajaniu Niemców, jako osiemnastoletni ochotnik uczestniczył w wojnie sowieckiej i odznaczył się na polu walki, wskutek czego skierowano go do szkoły oficerskiej. Ukończywszy ją otrzymał przydział do 14 Pułku Piechoty we Włocławku. Po przybyciu tam zaangażował się w pracę w miejscowym Hufcu i w 1931 roku został jego komendantem. Wraz ze swoimi podopiecznymi zaczynał uprawianie kajakarstwa. We wrześniu 1939 roku dostał się do niewoli w bitwie nad Bzurą, w której po ranieniu dowódcy i śmierci jego zastępcy dowodził pułkiem w boju. Cały okres wojny spędził w oflagu. Po jej zakończeniu okazało się, że wprawdzie pochodzenie klasowe ma właściwe, ale jako przedwojenny oficer jest elementem ideologicznie podejrzanym dla nowej ludowej władzy. Zaangażowany w prace nad odbudową działalności Hufca, ze względu na duchy przeszłości w 1948 roku musiał ustąpić z funkcji komendanta. Problemy były także ze znalezieniem pracy. Przezwyciężywszy początkowe trudności zatrudnił się w końcu jako inspektor obrony przeciwpożarowej Włocławskich Zakładów Papierniczych. Wstąpił też w tym okresie do PPS, niewykluczone, że w celu uwiarygodnienia swojej osoby w oczach ówczesnych decydentów.
6 strona
Franciszek Zakrzewski, podobnie jak Korycki i Koziński był pracownikiem Włocławskich Zakładów Papierniczych. Zakłady za czas niedługi staną się sławne w Polsce za przyczyną Igora Newerlego, nota bene jednego z tych, którzy przecierali szlaki kajakowe na Warmii i Mazurach i znajdowali na nich wiele ludzkich spraw. Wędrówka wodna potrafi bowiem stać się doskonałym narzędziem poznawczym, gdyż pozwala na ogląd świata z niecodziennej perspektywy i w niepospolitym kontekście. Franciszek Zakrzewski był dyrektorem finansowo-administracyjnym tych Zakładów.
Witold Pomianowski urodził się w Kaliszu 6 października 1908 roku. Z zawodu był księgowym, z miejsca zamieszkania sąsiadem organizatora sekcji z tej samej ulicy 14-tej w podwłocławskim osiedlu Michelinie, z zamiłowania wodniakiem. Zajmował się zarówno kajakarstwem, co już wiemy, jak i żeglarstwem. Posiadał przedwojenne uprawnienia sternika jachtowego na wody śródlądowe. Pracował w Państwowym Banku Rolnym.
Henryka Królikowska, warszawska malarka, do Włocławka sprowadziła się po wojnie. Podjęła tu pracę jako kustosz Muzeum Kujawskiego, prowadzonego przez PTK. Została sekretarzem Zarządu Oddziału. Wybiegając nieco w przyszłość, zebranie założycielskie było jej ostatnim udokumentowanym kontaktem z Sekcją. Nacjonalizacja Muzeum doprowadzi do wielu scysji między jego kustoszem a Oddziałem, które zakończą się rezygnacją Henryki Królikowskiej z prac w Oddziale.
Zbigniew Błażejewski był włocławianinem, aczkolwiek w 1949 roku zamieszkałym już w Wilanowie. W okresie międzywojennym zapoznał się z kajakiem i zapałał doń gorącą miłością, jeśli przyjmiemy, że jest to możliwe, z pewnością odwzajemnioną. Pomimo przeprowadzki czuł się wciąż związany z włocławskim wodniactwem. Miał trzydzieści pięć lat.
Stefan Rodecki, jeden z najaktywniejszych przedwojennych kajakowców, był dwa lata starszy od Błażejewskiego. Dzięki powstaniu Sekcji został wciągnięty w orbitę PTK, którego został członkiem. W przyszłości miał zostać jednym z najznamienitszych przewodników po Włocławku.
Zygmunt Prószyński z zawodu był adwokatem, profesjonalnie sprawującym swe obowiązki, jak oceni po latach znający go sędzia. Największą jego pasją były krajoznawstwo i archeologia. Wygłosił na ich temat wiele odczytów, niejedno miejsce na świecie znane z wykopalisk odwiedził osobiście. W 1949 roku pełnił funkcję wiceprezesa Zarządu Oddziału PTK. Za lat kilka miał stanąć na jego czele. Jego stosunek do wody był typowo rekreacyjny.
Włodzimierz Kułaczkowski był z zawodu mechanikiem precyzyjnym i prowadził własny zakład naprawy maszyn biurowych, co w czasach tępienia inicjatywy prywatnej nie było rzeczą zwykłą. Z zamiłowania był rękodzielnikiem; bawiło go robienie figurek z szyszek oraz drobnych rzeźbiarskich prac w drewnie. Związany był z przedwojenną wodną drużyną harcerską i z ruchem skautowskim pozostał związany do końca życia. Miał lat trzydzieści jeden.
Zebranie zaczęło się "z kwadransem" o godzinie 15.15 w sali Muzeum Kujawskiego przy ulicy Słowackiego 1 a we Włocławku. Na jego przewodniczącego wybrano z racji piastowanego stanowiska ówczesnego Prezesa Oddziału Kujawskiego PTK, jednego z jego powojennych odtwórców, Zdzisława Arentowicza. Według ankiety ogłoszonej przez miejscową gazetę uznawany był on przed wojną za najpopularniejszego mieszkańca Włocławka. Atrybuty tego przepełnionego niespokojną ruchliwością oryginała: krótką bródkę i nieodłącznego papierosa w ustach zapamiętali na zawsze ci, co go znali. Zebranie trwało krótko. Przyjęto opracowany przez Koryckiego regulamin Sekcji, wybrano przewodniczącego Zarządu w osobie Franciszka Zakrzewskiego oraz pięciu członków Zarządu i jednego zastępcę członka Zarządu. Następnie Prezes podziękował organizatorowi sekcji i wszystkim zebranym za "podjęcie pracy krajoznawczo - turystycznej od strony wody i życzył jak najlepszych wyników tej pracy". O godzinie 16.30 zebranie zostało zakończone. Kości, a raczej wiosła, rzucone.
7 strona
Sekcja Turystyki Wodnej miała być jednostką autonomiczną, jej przewodniczący miał wejść w skład Zarządu Oddziału. Członkowie Sekcji powinni być członkami PTK, aczkolwiek bez ograniczenia terytorialnego do terenu objętego działalnością Oddziału. Na jej siedzibę Zarząd oddał pokój na drugim piętrze Muzeum, na skład - pomieszczenie magazynowe w podziemiu. W przyszłości planowano utworzyć własną przystań u ujścia Zgłowiączki. Spodziewano się, że Sekcja zaktywizuje młodzież oraz zakłady pracy. W owym czasie zwłaszcza te zakłady były istotne. Zgodnie z obowiązującą filozofią nowego państwa szczególną dbałością należało otaczać świat robotniczy. Organizacje, które nie miały tego na uwadze, nie były potrzebne.
Z pierwszego posiedzenia Zarządu Sekcji zachował się niezbyt czytelny, pisany ołówkiem projekt protokołu, bez daty i podpisu. Można przypuszczać, że odbyło się ono między zakończeniem zebrania założycielskiego a 24 października 1949 roku. Dokonano na nim rozdziału funkcji w Zarządzie, które wyszczególnione są w piśmie datowanym na ten dzień, adresowanym do Zarządu Głównego PTK oraz Polskiego Związku Kajakowego. Zastępcą przewodniczącego został Feliks Korycki, kierownikiem krajoznawczo-turystycznym Józef Koziński, sekretarzem Henryka Królikowska, skarbnikiem Witold Pomianowski, gospodarzem Włodzimierz Kułaczkowski. Wspomniany rękopis jest pisemnym odzwierciedleniem wizji działalności, jaką mieli twórcy Sekcji. Początkowo zamierzano korzystać z harcerskiej przystani na Bulwarach. Kwestia ta miała zostać uregulowana osobną umową. Powołano wspólnie z harcerzami komisję w składzie Korycki, Augsburg, Popławski, która miała zająć się rozbudową schronu na kajaki, doprowadzeniem do niego wodociągu oraz kanalizacji i budową schodów kajakowych na uporządkowanej uprzednio skarpie wiślanej. Sprawą ważną była budowa własnych łodzi. Jako model optymalny kajaka turystycznego wybrano P 17. W roku 1950 planowano trzy wycieczki jednodniowe, trzy dwudniowe i spływy kajakowe, najprawdopodobniej na Mazurach (słowo niewyraźne). Plany te miały pozostać tylko planami.
Sekcja miała okazać się najtrwalszym produktem PTK-owskim owego roku, jakkolwiek przez pierwsze lata po utworzeniu nie wykazywała większych przejawów życia. Witold Pomianowski w sprawozdaniu sporządzonym w 1955 roku napisał, że nastąpiło to z wielu względów, przykładowo wyliczając zdekompletowanie składu Zarządu oraz brak czasu. Nie mógł przecież napisać inaczej. Faktem jest, że niedługo po wyborze zmarł pierwszy kierownik Sekcji Franciszek Zakrzewski, ale przyczyn marazmu pierwszych lat doszukiwać możemy się również w zaistniałych wówczas zmianach o charakterze politycznym.
W grudniu 1949 roku upaństwowione zostały wszystkie muzea w Polsce. Był to dotkliwy cios dla działaczy włocławskiego Oddziału PTK, który tą decyzją pozbawiony został założonej przez siebie placówki. W styczniu 1950 roku rozwiązany został Związek Harcerstwa Polskiego, a jego członkowie wcieleni do jednej z agend Związku Młodzieży Polskiej. Również w 1950 roku zlikwidowano Polski Związek Kajakowy. Maria Podhorska Okołów, jedna z organizatorów pierwszej Sekcji Turystyki Wodnej PTK, która powstała w 1930 roku w Warszawie, witając powstanie włocławskiej Sekcji i obiecując udzielić niezbędnej pomocy, nie przypuszczała zapewne, że podpisując pismo zawierające owe gratulacje czyni to jako Kapitan Turystyczny PZK być może po raz ostatni. Odtąd uprawianiem kajakarstwa w jego sportowej odmianie zająć miały się nowoutworzone organizacje, zaś jego turystyczną wersję przekazano pod egidę Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego, scalonego u schyłku roku z Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego i Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego. Priorytet miały mieć powszechność i masowość. W zachowanej deklaracji z epoki czytamy: "turystyka i krajoznawstwo zostają oddane na użytek najszerszych mas pracujących miasta, wsi i młodzieży". Do nowego Zarządu Oddziału, teraz już PTTK, oprócz działaczy turystycznych weszli również przedstawiciele PZPR i zakładów pracy. Zadaniem PTTK miało być kształtowanie poprzez turystykę pożądanych z partyjnego punktu widzenia postaw społecznych. Przedstawiciele PZPR mieli nad tym czuwać. "Nigdy dotąd Zarząd Oddziału nie wykazał tak małej aktywności" - ocenią ten okres późniejsi jego kronikarze.
8 strona
Sekcja po rozwiązaniu PZK wraz z nim powinna była przestać istnieć, lecz z drugiej strony jej macierzysta organizacja pomimo przekształcenia funkcjonowała. Nikt nie próbował rozwikłać tego strukturalnego dylematu. Powojenna rzeczywistość wywoływała pewne poczucie zagubienia i nie zachęcała do upierania się przy tworzeniu niezależnych form. Członkowie założyciele uznali epizod z Sekcją za chwilowo zakończony, utworzenie jej odłożyli na czasy klarowniejsze i bardziej sprzyjające, i działali dalej na własny rachunek bądź w strukturach akceptowanych przez socjalistyczną władzę. Jedną z nich był powołany przy Zakładach Celulozowo-Papierniczych Klub Sportowy "Unia". W jego szeregach po sezonie 1953 nowoustanowione przez PTTK Turystyczne Odznaki Kajakowe w stopniu Brązowym zdobyli m. in. Zbigniew Błażejewski, jego syn Andrzej i Ryszard Brygiewicz. Regulamin zdobywania Odznaki przewidywał trzy jej stopnie a w wykazie górskich szlaków były tylko cztery rzeki: Dunajec, Soła, Skawa i Radunia. Uzasadnieniem takiej, a nie innej formuły TOK było według wydanego w 1954 roku "Poradnika turysty kajakowca" danie większych szans "szerokim masom świata pracy bez względu na długość otrzymywanych urlopów zdobywania tej coraz popularniejszej odznaki". Dawne wyróżnienia PZK były zbyt niedostępne dla klasy pracującej, która ex definitione nie miała tyle wolnego czasu, co przedwojenni posiadacze, nadto ustanowione przez osobników o podejrzanej sanacyjnej proweniencji. Nowa odznaka miała unaoczniać społeczeństwu, że socjalizm jest bardziej ludzki i lepszy od kapitalizmu nawet w tak drugorzędnej sprawie. Turystyka zaprzęgnięta została na służbę ideologii: miała wychowywać i budzić "radość życia - niezbędny element entuzjazmu, twórczego składnika budownictwa socjalistycznego".
30 marca 1953 roku Walne Zgromadzenie Oddziału Kujawskiego PTTK podjęło uchwałę o odtworzeniu sekcji turystyki wodnej. Zawieszenia przez nią nie rozpoczętej na dobre działalności nie dostrzegały wprawdzie władze Okręgu PTTK w Bydgoszczy, przysyłając do niej pisma, nie dostrzegał tego również Zarząd Główny, oferując jej do zakupu składane kajaki "Pax", ale fakt pozostawał faktem. Walne Zgromadzenie podjęło zatem rzeczoną uchwałę (w zasadzie dziwić powinno, że nastąpiło to tak późno, wszak to PTTK miało zajmować się wszelkimi rodzajami turystyki według obowiązującej od 1950 roku koncepcji, ale jeśli przypomnimy sobie, iż Zarząd Oddziału od owego momentu składał się nie tyle z osób turystyce oddanych, co z towarzyszy z partyjno-zakładowego rozdzielnika, to zdziwienie fakt ten budzić przestaje), podjęło i... na tym koniec. Swoje odtworzenie Sekcja zawdzięcza de facto Feliksowi Koryckiemu, który wiosną 1954 roku zwrócił się do Hanny Gnatowskiej, członkini ówczesnego Zarządu, wyrażając gotowość podjęcia się takiego zadania. Zobligowany godną pochwały postawą Zarząd zaprosił go 26 maja 1954 roku na swe zebranie i powierzył zorganizowanie Sekcji, powołując jednocześnie na jej kierownika i zachowując poprzedni regulamin. Postanowił również wyasygnować odpowiednią kwotę z funduszy Towarzystwa na zakup 30 arkuszy sklejki wodoodpornej, niezbędnej do zaproponowanej przez Koryckiego budowy kajaków. Miała się ona zacząć zimą.
9 strona
Przedsięwzięcie to nie było takie proste, zarówno z niedoboru potrzebnych materiałów, jak i ich mocno zbiurokratyzowanej reglamentacji. Witold Pomianowski we wzmiankowanym wyżej sprawozdaniu z 1955 roku relacjonował:
14.10.54 piszemy zapotrzebowanie na sklejkę do Zarządu Okręgu PTTK w Bydgoszczy, który mimo obietnic danych nam - przydziału nie załatwił.
Piszemy o farbę do Gliwic - bezskutecznie.
8.01.55 piszemy do Okręgu o farbę - brak odpowiedzi.
22.02.55 piszemy do Skład. Rej. Przem. Chem. w Warszawie - bezskutecznie.
15.03.55 zwracamy się do Włocł. Zakł. Przem. Terenowego o wykonanie 5 kajaków - odmówiono.
29.03.55 zwracamy się do PCD (Państwowa Centrala Drzewna - przyp. aut.) w Bydgoszczy i dzięki osobistemu załatwieniu przez kol. Grzeczkowskiego - otrzymujemy wreszcie sklejkę.
Mając już część materiałów zwracamy się do kolegów członków sekcji o zgłaszanie się reflektujących na kajaki. Zgłosiło się 14 osób. Z tej liczby 50% odpadło.
Do budowy kajaka sklejkowego, który stanowił podstawowy, najtańszy typ łodzi turystycznej tych lat, potrzebnych było szereg przeróżnych rzeczy: gwoździe, wkrętki, klej, pokost lniany, szpachlówka, lakier asfaltowy, farba, lakier wodoodporny, nie wspominając o podstawowych deskach i sklejce. Zdobycie tego wszystkiego w warunkach, gdy zakupienie przez włocławską organizację farb od mieszczącego się we Włocławku producenta wymagało uzyskania odpowiedniego przydziału w Biurze Zbytu w Gliwicach oraz zgody tego biura na działanie z pominięciem jego pośrednictwa, przy czym Biuro to nie kwapiło się z odpowiedzią, wymagało odysejskiej wytrwałości i przemyślności.
Część uzyskanej sklejki przydzielono członkom Sekcji, którzy postanowili wykonać łodzie dla siebie samodzielnie. Franciszek Sobieski na przykład zdecydował się na model P 6, wyposażony w wewnętrzną skrzynkę mieczową, którego ożaglowanie mogło mieć powierzchnię do 6,5 m2. Model ten został opracowany przez gdyńskiego inżyniera Mieczysława Plucińskiego, jednego z najwybitniejszych polskich twórców konstrukcji kajakowych. Warto pamiętać, że gros łódek, które pojawiły się na polskich wodach w dwudziestym wieku było jego pomysłu. Kajaki dla pozostałych chętnych wykonali odpłatnie instruktorzy Zasadniczej Szkoły Zawodowej we Włocławku. Były to jednostki typu P 17, także konstrukcje Plucińskiego. Należność za robociznę wypłacona została im w dwóch ratach, pierwsza w wysokości 2750 zł. Wybudowano 10 jednostek, sześć dla członków Sekcji, m. in. dla Józefa Grzegorzewskiego i Józefa Kozińskiego, cztery dla Sekcji. Odebrane zostały one w lipcu 1955 roku. Koszt jednego kajaka wyniósł 871,08 zł. Jeszcze w maju 1956 roku były wśród owych sześciu osoby, które nie zwróciły Sekcji poniesionego wydatku.
Nowe łodzie złożone zostały na Bulwarach w schronie Ligi Przyjaciół Żołnierza, przejętym przez tę kultywującą polsko-radzieckie braterstwo broni, założoną w 1950 roku - nota bene roku licznych procesów żołnierskich i nagonki na "bandycką AK" - organizację po harcerzach, użytkowanym również przez Klub Sportowy Unia. Możliwość korzystania z tej przystani załatwił Ryszard Brygiewicz, dokooptowany z ramienia Sekcji do Zarządu Oddziału. Trzeba je było jeszcze pomalować, a to nie było proste.
"Kwestia otrzymania lakieru wodoodpornego jest na razie prawie beznadziejna - pisał w sprawozdaniu o aktualnych problemach Witold Pomianowski - starając się na wszystkie strony - i Centr. Przemysłu Chemicznego w Bydgoszczy, i MHD we Włocławku i w Toruniu - weszliśmy przypadkowo w kontakt z klubem (...) Sparta, gdzie obiecano nam odstąpić pewną część lakieru bezbarwnego i być może, że otrzymamy pewną ilość farby białej z Nobilesu." Nie pomogło powoływanie się na konieczność wykończenia sprzętu przed spływem gigantem "Wodami Polski do Granic Pokoju", planowanym na 8200 uczestników, w związku z którym oficjalne zalecenia władz mówiły: "urlopy muszą zostać przesunięte". Wszyscy przywykli już do górnolotnych sformułowań, takich jak "konieczność" i "obowiązek", także ich adresaci. Używanie ich w najdrobniejszych sprawach pozbawiło je pierwotnego znaczenia. W dokończeniu kajaków pomogła zwykła ludzka życzliwość.
10 strona
Budowa kajaków była najważniejsza w pierwszych latach istnienia Sekcji, nie przesłoniła jednak jej członkom rzeczy ważniejszej, bo odwiecznej: wody. Wielu z nich miało już własne łódki, a jeśli nie, zawsze można było je wypożyczyć. Latem 1954 roku sześcioosobowa grupa kajakowców: Leon Puciata i Andrzej Błażejewski na kajaku "Poświst", pamiętającym skautowski zlot w Garczynie, Jerzy Koziński i Bronisław Gnatowski na "Dali" oraz Wiesław i Janusz Pomianowscy na "Sumie" wzięła udział w II Ogólnopolskim Spływie Wodnym PTTK na Wiśle. Dopłynięto na miejsce startu do Brdyujścia, dołączono do głównej grupy i wraz z nią wyruszono do Gdańska. Włocławiacy "prowadzili w czołówce spływu", największego spośród planowanych w tamtym roku. Wraz z uczestnikami płynęły barki, na których osoby nie posiadające namiotów mogły spędzać noce. Bracia Pomianowscy namiotów nie mieli, mieli za to pałatkę i z gościny nie korzystali. Rozstawiali ją, kładli na ziemi kajakowe drabinki, mościli je sianem i co jeszcze było pod ręką, okrywali kocami i na tak spreparowanym posłaniu spali. Były to pamiętne noce; niełatwo takie zapomnieć.
W lecie 1954 roku Feliks Korycki ze względu na chorobę i brak czasu zrzekł się funkcji kierownika Sekcji, wysuwając na to stanowisko kandydaturę Witolda Pomianowskiego. Została ona zaakceptowana przez Zarząd Oddziału, tak, że Pomianowski był już kierownikiem podczas sierpniowego spływu Wisłą z Płocka do Włocławka.
Spływy na tej trasie odbywano również w latach następnych, w grupach mniej lub bardziej licznych, stosując wypróbowaną za pierwszym razem formułę polegającą na przewiezieniu sobotnim popołudniem ludzi i sprzętu statkiem do Płocka bądź Dobrzynia i powrocie kajakami po noclegu w tamtejszym schronisku. Czysta jeszcze Wisła pełna majestatu i dostojeństwa charakterystycznego dla wielkich rzek, z bocznymi odnogami i wiśliskami stanowiła akwen ciekawy dla wszelakiej maści wodniaków. "Zatrzymywano się przy ładnych kępach, by użyć ładnego słońca i kąpieli". Włocławek osiągano wieczorem, gdy zachód niebu nakazywał rywalizować z ceglanym masywem katedry o czerwieńszy odcień czerwieni. Wysiadano na dobrze znany brzeg. Wisła, której bryza jedno znaczyła z zapachem Ojczyzny, której szorstkie sukno płaszczem było dla słowiańskich plemion, unosiła powierzone wiosłem wiry dalej.
Rok 1955 dla włocławskiego wodniactwa był rokiem o tyle szczególnym, że rozpoczął w nim pływanie Tadeusz Tyszkowski, trzydziestojednoletni nauczyciel wychowania fizycznego, pracujący poprzednio w kolejnictwie, którego powojenne koleje losu rzuciły z rodzinnego Brześcia nad Bugiem na Pomorze, a stamtąd do Włocławka. Wraz z grupą młodzieży z włocławskich gimnazjów wyruszył z Włocławka do Grudziądza, tam wyprawił uczniów do domu i popłynął dalej, by zatoczywszy pętlę przez Elbląg, Ostródę i Toruń powrócić na miejsce startu. Owocem tej eskapady był opracowany przez niego w lutym 1956 roku przykładowy program dwutygodniowego wędrownego obozu wodnego z Torunia do Ostródy, utrzymany w tonie relacji ze spływu. Sformułowanych w nim, nieco zmodyfikowanych w stosunku do polecanych w ówczesnej literaturze, zasad Tadeusz Tyszkowski miał przestrzegać podczas organizowanych od 1957 roku w ramach założonego przez siebie SKKT "Jantar" corocznych obozów. Z tego powodu warto je przedstawić.
Kajaki powinny mieć tabliczki rejestracyjne. Było to zjawisko normalne w czasach, gdy państwo chciało kontrolować każdą dziedzinę życia.
Uczestnicy obozu powinni posiadać karty pływackie i Książeczki Turysty Kajakowca celem zdobywania punktów na TOK. Tadeusz Tyszkowski przykładał duże znaczenie do tych odznak, które nie należą się według uznania, lecz posiadają wymierne kryteria ich przyznawania i które zdobywa się przede wszystkim dla własnej satysfakcji.
11 strona
Podczas obozu należy korzystać raczej z namiotów, ponieważ przy noclegowaniu w schroniskach powstają trudności z przechowaniem kajaków. Gdy nie nocuje się przy kajakach, należy postawić przy nich wartę.
Przy większym zespole dobrze jest wyznaczyć dwa kajaki dyżurne pod opieką wychowawcy, które popłyną przodem, pomijając zwiedzanie trasy i przygotują posiłek i nocleg. Obiad spożywa się z reguły na końcu etapu dziennego, podczas którego około południa zarządzić należy przerwę na drugie śniadanie.
Przy kąpieli wyznaczyć należy ratowników, jeśli odbywa się ona na dzikiej plaży.
Oprócz takich uwag typowo praktycznych oraz opisu trasy program zawierał także fragmenty, które musiał zawierać podobny dokument, jeśli jego autor chciał organizować adresowane do młodzieży wycieczki. Wymienione są zatem położone w pobliżu szlaku Państwowe Gospodarstwa Rolne, w których "możemy wystąpić z zespołem artystycznym bądź też pomóc w akcji żniwnej, (...) dyrekcja PGR udzieli nam chętnie noclegu w stodole, a nawet można dostać śniadanie lub kolację". Zgodnie ze świadectwem osób, które uczestniczyły w obozach Tadka Tyszkowskiego, jakiekolwiek wizyty w PGR-ach nie miały miejsca, chyba że po mleko lub inne artykuły spożywcze. Obozy te miały tak intensywny przebieg, że na podobne "historie" nie starczyłoby czasu. Nawet na wieczorne kopanie piłki nie zawsze go starczało.
Istotnym elementem spływu było oglądanie znajdujących się przy szlaku osobliwości, także takich, jak katolickie świątynie Torunia i Chełmna. Należało je zwiedzać ze względu na styl gotycki i "starożytność". Zaakcentowanie tej ostatniej w sporządzonym dla potrzeb władz oświatowych piśmie było konieczne, aby umieścić wizytę w kościele w programie oficjalnej wycieczki szkolnej. Kościół był z marksistowsko-leninowskiego punktu widzenia takim samym obiektem architektonicznym, jak piramidy w Gizie, niczym więcej. Prymas Polski Stefan Wyszyński, absolwent włocławskiego seminarium, przed wojną członek Oddziału Kujawskiego PTK, był internowany i wraz z resztą stanu kapłańskiego skazany przez obowiązującą jedynie słuszną doktrynę na wymarcie. Naród był wprawdzie trochę ciemny i otumaniony od zbyt wielu wieków panoszenia się religii, ale stanowiło to tylko kolejne wyzwanie, któremu sprostać gotowe były socjalistyczne kadry młodego państwa. Naród to coś, co można wychować. Bratni Związek Radziecki dostarczał po temu świetnych przykładów.
20 października 1955 roku odbyło się ogólne zebranie Sekcji Wodnej. Z listy obecności wynika, że traktowano ją w kategoriach ogólnooddziałowych, skupiała bowiem członków Zarządu Oddziału i działaczy różnych kół, m. in. LPŻ Celuloza, KS Sparta oraz Koła przy Hydroprojekcie. To ostatnie, zorganizowane przez Zygmunta Prószyńskiego, miało bogate plany wodniackie. Przystąpiło do budowy 20 kajaków. Prowadził je Ewaryst Jakubowicz, znany harcerz przedwojenny, turysta wszechstronny, nie stroniący od wody, który w 1924 roku reprezentował Polskę na Międzynarodowym Zlocie Skautów w Kopenhadze. Jego osoba gwarantowała, że Koło to będzie funkcjonowało prężnie. Wracając do zebrania: wybrano na nim Komisję Turystyki Wodnej w składzie Władysław Domrazek i Zygmunt Pasturczak. Wkrótce poszerzyła ona swój skład osobowy, w lutym 1956 stanowili go bowiem również Tadeusz Tyszkowski, Aleksander Szutowicz i ob. Gruda. W tym czasie Komisja oraz nowowybrany Zarząd Sekcji na czele z Tadeuszem Tyszkowskim miały już poważne zadanie. Zarysowała się szansa uzyskania własnej przystani i trzeba ją było wykorzystać.